Oceania: 1


Kiedy za oknem słońce wzywa mnie uzupełnić witaminę D, zabieram z sobą moje książki i podróżuję palcem po mapie. Plan był taki: podsumować wyjazdy z ostatnich dwóch lat, bo naprawdę brakowało mi czasu na doczytanie. Ruszyłam zatem z Laurence Bergreenem "Poza krawędź świata" śledząc zmagania Magellana z cieśniną noszącą dziś jego imię. Koło 170 strony zaczęłam się irytować, że nadal nie dopłynął do wysp korzennych, ale ostatecznie przebrnęłam przez Pacyfik i zwiedziłam Cebu na Filipinach oraz parę wysp w okolicy. Jeśli dziś liczymy na dzikość z czasów Magellana, to chyba czas się przenieść na Pacyfik.

Podróż przez Amerykę Południową uświadomiła mi, że poza Peru, Boliwią oraz liźnięciem Brazylii i Chile mam niewielką wiedzę o tych rejonach. Dlatego z Alanem Mooreheadem ruszyłam śladami Darwina na pokładzie Beagle'a w "Podróż, która zmieniła świat". Tym razem jakoś Ziemia Ognista mnie tak nie wciągnęła, ale dziwy Galapagos wpisałam na listę do zobaczenia. Po raz kolejny błąkam się po Pacyfiku i zamiast obgryzać Afrykę ruszyłam na podbój Oceanii.

Zaprzyjaźniłam się z Normanem Daviesem wczytując się w "Na krańcach swiata", choć jego angielskie podejście do Malezji mnie raczej ubawiło. Bynajmniej tak nie odbieram tego kraju, nie wiem zatem co mysleć o innych opisach tego autora. Dlatego postanowiłam uzupełnić jego odczucia z Paulem Theroux i "Szczęśliwymi wyspami Oceanii". Z Paulem się kumplujemy od czasu naszych podróży koleją po Afryce, więc jego 800 stron czyta się samo. Coż, kajakiem przez Oceanię, imponujące! Kiedy z Nowej Zelandii rusza do Australii na obchód w stronę Woop Woop, czyli samotną podróż po nieturystycznych miejscach smaganych wiatrem i mnie się udzieliło spowolnienie rytmu. Człowiek traci czas na gonienie za własnym ogonem, haruje i haruje. Zapomina, że pracuje się, żeby żyć, a nie żyje, żeby pracować. Dziś delektuję się moim spowolnieniem, moim osobistym końcem świata. Rytm mojego dnia wyznacza szum przewracanych kartek książki. Błogostan. Cisza.

Wieczorem włączam film "Australia" Baza Luhrmanna z 2008 a Aborygenami w tle. Mam jeszcze parę zaległości z tego kontynentu, ale to na później, bo wzywa mnie Pacyfik.

Nazajutrz docieram do Melanezji.

TROBRIANDY
Na początek Trobriandy. Co rusz pojawia się w tle Malinowski i jego "Życie seksualne dzikich". Misjonarze i ludożercy. Adwentyści i wegetarianizm. Rozdział 11 Księgi Kapłańskiej ocalił na lata rekiny skuteczniej niż jakakolwiek organizacja proekologiczna (ryb bez łusek nie wolno spożywać).

Theroux opisuje obrzęd "kula" czyli rytuał wymiany naszyjników z muszli na poły magiczny, na poły towarzyski do którego potrzebna jest porządna łódź "masawa", czyli pełnomorskie kanu, by przepłynąć na oddalone wyspy. Ukazuje święto jamsu (pochrzynu), czyli bardzo niechrześcijanskie orgie. Opowiada o poszukiwaniach ogórków morskich, wędzonych i suszonych, jakie spotykam na chińskich bazarach, bo to właśnie na ten rynek się je eksportuje z Trobriandów. Mieszkańcy opanowali też nurkowanie na znaczne głebokości i spory czas pozostawania pod wodą. Dim-dim, czyli biały musi respektować lokalne zwyczaje, jadąc do wiosek przygotować dary jak papierosy, haczyki do łowienia ryb oraz kavę, moczony w wodzie korzeń pieprzu metystynowego. Na wyspach należy się dzielić wszystkim. Nie mogło zabraknąć i wodza zarządzajacego pogodą, ani walk plemiennych dość popularnych w regionie.

ARCHIPELAG WYSP SALOMONA
Ruszam dalej na Wyspy Salomona. Tutaj obserwuję co się dzieje na Bougainville: wyspa chce się oderwać od Papui, bo ma złoża miedzi i złota. Nie chcą zatem się dzielić swoim bogactwem. Zajrzalam do prasy: nic się nie zmieniło. Napięcia ciągną się latami. I choć ta część archipelagu należy do Wysp Salomona, to formalnie jest częścią Papui.

Stolica Wysp Salomona, Honiara nie zachęca do odwiedzin. Państwo należy do Wspólnoty Narodów i rządzi nim gubernator w imieniu Elzbiety II. Paul Theroux rusza na Savo, wyspę jajek. Nogale (megapode) wykorzystują energię geotermalną do ich inkubacji. Składają jajko w głębokiej jamie i odlatują, niestety ludzie wykopują je i sprzedają, przez co populacja ptaków się zmniejsza. Mogą je też ugotować w gorącym źródle. Nogale są źródłem pożywienia i dochodów wyspiarzy.

Wulkaniczny charakter regionu czasem jednak daje się we znaki ludności: co tam dziś słychać na Salomonach? Koronawirus tam jeszcze nie dotarł, ale może po prostu nie ma możliwości zdiagnozowania i oszacowania tego. W sumie to występuje tam naturalna izolacja, do większości miejsc nie jest łatwo trafić. Na Wyspach Salomona mieszka 650 tysięcy ludzi. Chińczycy budują tam obecnie infrastrukturę na Guadalcanal (30 km na południe od Honiary) za 825 mln USD, bo chcą ponownie otworzyć kopalnię złota, która w 2014 roku okazała się nierentowna i w związku z powodzią ją zamknięto. Była źródłem 30% PKB Wysp Salomona. Dziś wyspy żyją z eksportu drewna: hebanu i sandałowca. Połowa PKB tego biednego kraju płynie nadal z rolnictwa, a 40% z usług, choć turystów tu mało, z 15 tysięcy rocznie, głównie z NZ, Australii i Japonii. Uprawiają naturalnie palmy kokosowe, kakao, bataty, taro, ale też pochrzyn, czyli jams. Jest też ryż, palma olejowa, maniok i warzywa. Łowią tuńczyki i bonito. Chiny chcą sobie wydzieżawić wyspę Tulagi i zrobić tam rafinerię, a może i bazę wojskową. Z drugiej strony kraj zrywa stosunki z Tajwanem, coż za zbieg okoliczności... To skutek "dyplomacji czekowej Chin": kraj dostaje pożyczkę, może liczyć na inwestycje, ale musi politycznie podporządkować się woli hegemona. Czy jest inna rada jak jest tu bieda, a 5 wysp już zostało zatopionych przez globalne ocieplenie? A kolejnych 6 zmniejszyło powierzchnię nawet o 60%? Austalijczycy porównali zdjęcia z 1947 roku i potwierdzili to, co mówią mieszkańcy. Ocean podnosi się tu o 7mm rocznie. W XX wieku wzrósł o 14 cm. W XXI może to być od 30 cm do 2m! Wkrótce zniknie Kiribati wystające jedynie 1.5m nad poziom morza, a kłopoty dotyczą Malediwów oraz Tuvalu, nie wspominając o Miami, delcie Nilu, Nowym Jorku czy Londynie, o czym wspomina Michał Rolecki z Gazety Wyborczej. Siedzę na "zokule", czyli uczcie pojednania plemion, jem ryby i jaja nogali zastanawiając się czy rekiny zostaną wytępione: dotychczas je tu uważano za duchy zmarłych, a czasem nawet karmiono świnią. Statystycznie od rekina ginie 25 osób na rok. Niby mało, ale zawsze o tym głośno, szczególnie jak to dotyczy turysty.

VANUATU
Wraz z Paulem przenoszę się na Vanuatu. Na wschodniej części wyspy Tanna jest jeden z najbardziej aktywnych wulkanów, do tego jest on mega atrakcją turystyczną. Yasur w Nowych Hebrydach  ma 361m, czyli niski stożek i od 1774 roku cały czas wybucha, niczym nowozelandzkie gejzery w Rotorua! Nawet parę razy na godzinę. Od 2010 roku zwiększył aktywność na tyle, że jest mało przewidywalny i zrobił się niebezpieczny, ale i tak mam wielką ochotę zobaczyć go na żywo. You tube dostarcza świetnych ujęć, polecam.

Po drodze obejrzałam odcinek "Obieżyświata" o Fidżi, Vanuatu oraz Wyspach Salomona oraz serię Wojciecha Cejrowskiego o Wyspach Szczęśliwych na VOD, choć to akurat strata czasu.

Podoba mi się Theroux: "Pogłoski na temat ludożerstwa zawsze bowiem wabiły misjonarzy, którzy są najszczęśliwsi, jeżeli niosą dobrą nowinę prawdziwym dzikusom. Tak, ludożercy i misjonarze są dla siebie stworzeni.(...) Jestem gotów bronić teorii głoszącej, że byli ludożercy z Oceanii zajadają się dzisiaj mielonką, ponieważ właśnie mielonka najbardziej przypomina smak ludzkiego mięsa. "Długa świnia" mawiano na znaczącym obszarze Melanezji o przeznaczonym do zjedzenia człowieku."

Czytam o dziewczynach w spódniczkach z trawy i gołych mężczyznach odzianych w "saczek na penisa". Bez wątpienia to dobry strój, gdy jest ciepło i co chwilę leje. Mają doskonale żyzną i wilgotną glebę, bez większego kłopotu się mogą wyżywić: wystarczy zebrać plony. Wokoło morze dostarcza im ryb. Mają dużo czasu na lenistwo.

Niezależnie do czego się nie dorwę: film, książka, wywiad, każdy podróżnik krzywi się na korzeń tutejszego pieprzu (Piper methysticum), gorzki napój uwielbiany jak u nas piwo. Wyzwala elokwencję i uspokaja, nie uzależnia. Ma smak czegoś między eukaliptusem a gałązką sosnową, niemniej świadomość, że ktoś żuł kavę zanim powstała ta magiczna mikstura o kolorze wody z mycia podłóg każe mi wpisać to na listę napojów na ostatni tydzień życia obok japońskiej ryby fugu.

Ludność Vanuatu jeszcze w latach 90 była dość wierna swoim wierzeniom. Kochali tradycyjne wesela i obrzezania. Widzę, że dziś skutkiem tzw. kondominium francusko-brytyskiego (do 1980r) jest oficjalnie spora liczba chrześcijan: 78% protestantów i 14% katolików.

Budują porządne domy o grubych ścianach, bo na Pacyfiku wieje, a ozdabia się je świńskim orężem. Mają też sprytne dłubanki z pływakiem, nadal doskonale potrafią wykorzystać morze i się po nim poruszać. My mamy całe zestawy nawigacyjne, kompasy i inne przyrządy, oni bez tej całej oprawy potrafią nadal dać sobie radę i pokonywać znaczne odległości w łupinkach dłubanych w pniu.

Co prasa mówi o archipelagu? Tydzień temu (10.04.2020) przeszedł cyklon Harold. Nie ma pomocy: granice zamknięto z powodu koronawirusa. Wyspy Szczęśliwe są dziś w kłopocie: ani jedzenia, ani wody pitnej i dość słabe szanse na solidarnościową pomoc. Raj na Ziemi zmienił się w pułapkę, ale Świat zajety sobą ma ważniejsze problemy.

Wkrótce trafię na Fidżi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Brazylia: Karnawał w Salwadorze

Brazylia: Ale kolory!

Peru: Chwała na wysokościach, Jesus naszym przewodnikiem